Obecność
strona główna · działy · tagi · o autorze · szukaj · Polacy.eu.org  
 

Inne (tylko blog)2012.03.12 20:46 03.13 23:51

USA, 3 stycznia 1961: pierwszy śmiertelny wypadek w dziejach energetyki jądrowej

 
 
SL-1 był eksperymentalnym reaktorem wojskowym, mającym dostarczać ciepło i energię elektryczną oddalonym posterunkom. Takim, jak rozmieszczone za kołem podbiegunowym stacje radiolokacyjne.
 
Stosunkowo niewielkiej mocy reaktor zaprojektowano w ten sposób, by można go było standardowymi środkami transportu - standardowymi dla Armii Stanów Zjednoczonych u szczytu zimnej wojny - dostarczyć na miejsce. A następnie złożyć, uruchomić i obsługiwać siłami odpowiednio przeszkolonego, ale niekoniecznie wysoko wyspecjalizowanego personelu.
Miał to być reaktor bezpieczny oraz działający możliwie długo bez konieczności uzupełniania paliwa jądrowego.

Testowe urządzenie zbudowano na terenie znajdującej się w stanie Idaho Stacji Testowania Reaktorów Nuklearnych (NRTS - Nuclear Reactor Test Station). Instalacja ta dostarczała około 200 kW energii elektrycznej i dwa razy tyle użytecznej energii cieplnej (wykorzystywanej do ogrzewania pomieszczeń).

Reaktor, znajdujący się w cylindrycznym metalowym silosie widocznym na zdjęciu, miał rdzeń zawierający 15 kilogramów wzbogaconego uranu, płaszcz wodny do spowolniania neutronów i pięć prętów kontrolnych, z kadmu w aluminiowej otulinie, pozwalających precyzyjnie regulować warunki zachodzącej reakcji.

Pod koniec grudnia 1960 roku, po dwóch latach działania, reaktor został wyłączony na okres świąteczno-noworoczny. Przy okazji miały zostać wykonane różne prace kontrolne i serwisowe.

3 stycznia dzienna zmiana zainstalowała w niewielkich otworach w rdzeniu 44 służące do pomiaru strumienia neutronów kobaltowe przewody. W tym celu zdjęte zostały górne osłony reaktora, odłączono pręty kontrolne i, zgodnie z instrukcją, obniżono o 60 cm poziom wody.
Zmiana nocna, rozpoczynająca pracę o 16, miała między innymi założyć na powrót osłony i podłączyć pręty kontrolne do mechanizmów umożliwiających ich precyzyjne pozycjonowanie w reaktorze.

Nocna zmiana składała się z trzech osób.

Szeregowiec Jack Byrnes był typem zawsze spłukanego awanturnika, uwielbiającego szybkie samochody i alkohol. By się zaciągnąć do wojska, sfałszował datę urodzenia. Ożenił się mając 19 lat. Jego małżeństwo nie było najszczęśliwsze i, jeśli wierzyć plotkom, właśnie się rozpadało. Na domiar złego pominięto go podczas grudniowych awansów.

Dick Legg, z oddziałów inżynieryjnych Marynarki Wojennej, był rodzajem dowcipnisia. Potrafił "dla żartu" uruchomić ogłuszający alarm reaktora. Wszyscy szybko uczyli się, że nie należy stawać tyłem do niego: miał przezwisko "salonowiec".
Czasem kłócili się z Byrnsem. Dochodziło nawet do bójek.

Trzecim członkiem obsady był Richard McKinley z Sił Powietrznych. Był w trakcie szkolenia, na praktycznym treningu pod okiem bardziej doświadczonych kolegów.

Kłopoty osobiste nie opuszczały Byrnesa po wejściu na teren Stacji. Tego dnia o dziewiętnastej rozmawiał przez telefon z żoną. Nie chciała go już widzieć w domu (chciała natomiast widzieć połowę jego pensji; swoją drogą źródła nie podają, skąd mają tę informację).
Żona Byrnesa dzwoniła potem jeszcze kilka razy, ale nikt nie odbierał. Zaniepokojona, połączyła się z centralą telefoniczną i poinformowała o tym pracownika. Ten z kolei jej wiadomość ("coś musi być nie tak w SL-1") skrupulatnie zanotował.

O 21:01 w dyżurce Straży Pożarnej oraz w Centrum Bezpieczeństwa NRTS rozdzwoniły się alarmy. System informował o pożarze w SL-1.
Zdarzały się alarmy fałszywe, ale każdy traktowano poważnie. Pierwszy samochód straży dotarł na miejsce po 9 minutach.

Tam jednak nie dało się zauważyć niczego niepokojącego. Ślady pary unoszące się nad pomieszczeniem reaktora nie były niczym niezwykłym, szczególnie biorąc pod uwagę temperaturę na zewnątrz - minus 17 stopni.

Po wejściu do pomieszczeń kontrolnych strażacy nie zastali nikogo, ale znajdowały się tam przedmioty osobiste załogi. Zatem pracownicy nadal byli na miejscu. Należało sprawdzić, czy nie wykonują jakichś prac w budynku reaktora.

Ale wejście tam uniemożliwił poziom promieniowania, wykraczający poza skale przyrządów w jakie wyposażona była straż.

Stało się jasne, że w toku jest tak zwany "incydent nuklearny".
Nadal nie było wiadomo, jak poważny.

Uruchomiono procedury powiadamiania i ściągania na miejsce odpowiednich czynników i służb. Priorytetem było odnalezienie pracujących na nocnej zmianie w SL-1 osób i zapewnienie bezpieczeństwa zarówno im, jak i biorącym udział w akcji strażakom i żołnierzom.
 

 
str. 1 z 2   następna strona »
2943 odsłony  średnio 5 (2 głosy)
zaloguj się lub załóż konto by oceniać i komentować   
Tagi: SL-1, SL1, atom, energetyka jądrowa, elektrownia atomowa, elektrownie atomowe, wojsko, zimna wojna, USA, XX w., wypadek, incydent, promieniowanie, technologia, historia, nauka.
 
Kłamstwo powinno się zwalczać prawdą, a nie pałką policyjną.

login:
hasło:
 
załóż konto, załóż bloga!
Więcej funkcji, w tym ocenianie i komentowanie artykułów.
odzyskaj hasło
najnowsze komentarze
Re: Rosja: zacieśnianie kontroli nad niezależnymi [...]
MatiRani → Swiatowid
Re: Niemcy. „Za duże dla Europy, za małe dla [...]
MatiRani → Piotr Świtecki
Re: Niemcy. „Za duże dla Europy, za małe dla [...]
GPS → Piotr Świtecki
Re: Czy Polacy.eu.org to portal antysemicki?
Piotr Świtecki → Swiatowid
Re: Czy Polacy.eu.org to portal antysemicki?
Swiatowid → Piotr Świtecki
Re: Rosja: zacieśnianie kontroli nad niezależnymi [...]
Swiatowid → MatiRani
Re: Rosja: zacieśnianie kontroli nad niezależnymi [...]
MatiRani → Piotr Świtecki
Re: Kompleksy "Made in Poland"
Marek Stefan Szmidt → Piotr Świtecki
Re: Ruskie onuce czerwonej zarazy
Piotr Świtecki → Marek Stefan Szmidt
Re: Ruskie onuce czerwonej zarazy
Marek Stefan Szmidt → Piotr Świtecki
Re: Ruskie onuce czerwonej zarazy
Piotr Świtecki → Marek Stefan Szmidt
Re: Ruskie onuce czerwonej zarazy
Marek Stefan Szmidt → Piotr Świtecki
Dedykacja
Piotr Świtecki
Re: Trzy dni w Polin
Marek Stefan Szmidt → Piotr Świtecki
więcej…