Kultura i sztuka | 2014.01.12 12:35 01.19 13:06 |
Hop-bit, czyli byłem w kinie | Piotr Świtecki | | | |
Wolę hard SF. Wizja Tolkiena, choć swego czasu Trylogię przeczytałem od deski do deski, jakoś mnie nie ujęła. | Nie ujęła mnie ani proza, ani ekranizacja „Władcy pierścieni” sprzed ponad dekady - i to mimo jej niewątpliwie graniczących z kiczem walorów wizualnych. Towarzyszący realizacji filmów nachalny marketing oraz lansowane przy okazji mętnawe teorie o „epickiej walce dobra ze złem” raczej irytowały, niż inspirowały.
Nie tylko mnie.
Jeśli już inspirowały, to do przywrócenia realistycznej skali całemu przedsięwzięciu. Przykładami mogą być memy w rodzaju przekręconego na „władcę pierścienic” tytułu, lub słynne „trololo”.
Panoszący się obecnie na ekranach kin „Hobbit: Pustkowie Smauga”, pomijając nieco stonowany marketing, utrzymuje się w naszkicowanej wyżej tradycji.
Fabuła
Wszystko inspiruje niejasny (pewnie stąd ksywka Szary) agent wpływu w fikuśnej czapce.
Mały z Brodą szuka taty (cóż za głębia odniesień!), którego Szary kiedyś wpakował w kłopoty. Mimo to Szary przekonuje Małego z Brodą, żeby ze swoją bandą też się wpakował w kłopoty.
Banda Małego składa się z Małych z Brodami i jednego Małego Bez Brody, ale za to z wielkimi stopami. (W ogóle, co do znaków szczególnych, większość postaci ma uszy kojarzące się z powiedzeniem "słoń mu na ucho nadepnął". Ale moim zdaniem mógł to zrobić Mały Bez Brody. Ma takie stopy, że w całym Śródziemiu nie może dostać butów!)
Banda Małych idzie zatem wpakować się w kłopoty, jednocześnie uciekając przed kłopotami wystylizowanymi na ofiary nieudanych operacji plastycznych.
Uciekają przez przez las androgynicznych elfów.
Oczywiście pakują się w kłopoty.
Przy okazji jedna taka elfia feministka, z ludu ale robiąca karierę, przełamuje rasowe uprzedzenia i uprawia multikulti oraz medycynę holistyczną.
Elfy mają niesamowitych fryzjerów i wizażystów. Oraz rewelacyjne antyperspiranty. Ani włos nie drgnie, ani rzęsa nie spadnie (co innego - całe głowy) podczas przypominających parkour walk. O zadyszce oczywiście też można zapomnieć.
Film się robi długi, więc kilku kolejnych bohaterów ma głębię postaci wyciętych z komiksu. Mimo tak ograniczonego pola aktorskich popisów, grany przez Ryana Gage Alfrid - prawa ręka władcy Miasta Nad Jeziorem - na długo pozostaje w pamięci.
* * *
O co w tej historii chodzi? O to, co zwykle - o władzę i pieniądze. Trudno w tym kontekście oprzeć się wrażeniu, że z całej przemierzającej ekran czeredki najbardziej ludzki jest smok.
Ale najgorsze jest to, że... mam ochotę obejrzeć dalszy ciąg! |
2718 odsłon | średnio 5 (5 głosów) |
Tagi: Hobbit, hop-bit, Tolkien, Trylogia, film, kino, X Muza, Hobbit: Pustkowie Smauga. Re: Hop-bit, czyli byłem w kinie | | | MatiRani, 2014.01.14 o 16:14 | Poza puenta...
;-)
Absolutnie nie mam juz ochoty obejrzenia III czesci... robi sie nudnie, przesadnie oraz istnieje powazne ryzyko, ze ukrywaja skrzetnie fakt, ze poczatek konca bedzie dopiero w VI czesci!
:-)))) | zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Hop-bit, czyli byłem w kinie | | | Marcin de Sas, 2014.01.18 o 21:17 | Ciekawy artykuł. Ostatnie zdanie przeczy całej reszcie recenzji; pozostawia niedostatek, który można wypełnić jedynie oglądając film. Osobiście bardzo cenię twórczość Tolkiena. Pocięcie Hobbita na trzy to kolejne zwycięstwo komercji nad sztuką. Na pocieszenie (bądź na niepocieszenie- zależy od osobistych odczuć) przez wiele lat nie powstanie już żadna adaptacja filmowa dzieł Tolkiena. Oczywiście po wypuszczeniu do kin ostatniej części przygód Bilbo Bagginsa. | zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
|
|
Kłamstwo powinno się zwalczać prawdą, a nie pałką policyjną.
|
|