I kto by pomyślał, że satyrycznym hitem wakacyjnego sezonu w Polsce stanie się, nie jakiś rewelacyjny kabaretowy numer, komediowy gag czy śmieszny filmik zamieszczony na youtube lecz sądowy pozew, jaki złożył Adam Michnik przeciwko Rafałowi Ziemkiewiczowi.
Zamieszczone w Internecie nagranie z pozwanym odczytującym to procesowe pismo bije rekordy popularności i salwy śmiechu, które wzbudza nie tylko jego gomułkowska forma, lecz fakt, że ton i treść tego wiekopomnego dzieła mogłyby stać się pretekstem dla Ziemkiewicza do złożenie pozwu przeciwko Michnikowi, na co dowodem koronnym byłby właśnie ów pozew.
Oczywiście Ziemkiewicz nie jest pieniaczem i nie pobiegnie do sądu z tym satyrycznym pismem, zwłaszcza, że jego kuriozalna treść została przez wymiar sprawiedliwości przeanalizowana i uznana za zasadną i wartą rozpatrzenia.
Nie będę szczegółowo analizował treści tego dokumentu, bo kto chce może się z nim zapoznać pod poniższym adresem zaopatrując się obowiązkowo colę i popcorn gdyż zabawa murowana: vod.gazetapolska.pl
Jednak warto zwrócić uwagę, że wieszcz, który to pisał wyraźnie, jak jakiś notoryczny skarżypyta z podstawówki próbuje zakolegować się z sądem i zasugerować, że Michnik i sędzia orzekający, tak naprawdę zjeżdżają po jednej poręczy, ponieważ szanowny nadredaktor został posądzony o to, że terroryzuje swoich krytyków pozwami, a „rozgrzane sądy” mu w tym pomagają.
Te „rozgrzane sądy”, czyli cytat z naszego szanownego prezydenta mają wyrobić przekonanie w składzie orzekającym, że chroni on nie tylko dobre imię powoda, ale przede wszystkim swoje własne.
Dożyliśmy takich czasów, w których wiarygodność Adama Michnika i polskiego wymiaru sprawiedliwości sięgnęły kompletnego dna, jeśli chodzi o ich ocenę przez tak zwaną ulicę.
Współczuję rozgrzanej pani sędzi lub panu sędziemu, która/y ten pozew będzie w listopadzie rozpatrywać.
Skazać Ziemkiewicza to tak jakby wygrać w popularnego kiedyś „pomidora”, czyli zaciskając zęby zachować powagę, kiedy wszyscy dookoła pękają ze śmiechu. Uniewinnić i powiedzieć, dość tej hucpy, to nic innego jak przyznać po latach, że do tej pory mieliśmy do czynienia z kabaretem, ale czas w końcu wydorośleć i zachowywać się poważnie.
Warto na tle ostatniej afery z Amber Gold, dzięki której dowiedzieliśmy się, że oszust z dziewięcioma wyrokami w zawieszeniu może nadal bez przeszkód rąbać na grube miliony zwykłych obywateli, przyjrzeć się kilku historycznym decyzjom sądów i prokuratur, które w niektórych sprawach reagują niezwykle szybko, sprawnie i energicznie.
28 grudnia 2011 roku warszawska prokuratura okręgowa umorzyła postępowanie ws. podania nieprawdy w oświadczeniu majątkowym posła Palikota i "wyrządzenia szkody w wielkich rozmiarach w majątku spółki i Marii Nowińskiej w kwocie, co najmniej 60 000 000 zł".
Prokuratura uznała, że skarżone działanie Palikota nie miało znamion czynu zabronionego, ponieważ:
„nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych pana posła wynikają z filozoficznego wykształcenia i stosunku do wartości materialnych”
Idźmy dalej.
Sąd Apelacyjny w Gdańsku wyrokiem z dnia 24 marca 2011 r. nakazał Krzysztofowi Wyszkowskiemu opublikowanie w audycjach TVP i TVN przeprosin wobec Lecha Wałęsy za to, że w 2005 roku powiedział, że Wałęsa „współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa i pobierał za to pieniądze”. Według tego orzeczenia skazany miał w dodatku stwierdzić, że „To oświadczenie stanowiło nieprawdę”.
Według sądu nic nie mają do rzeczy potwierdzone i udowodnione przez historyków fakty, skoro Wałęsa subiektywnie czuje się pokrzywdzony i dlatego Krzysztof Wyszkowski powinien zgodnie z orzeczeniem sądu publicznie poświadczyć nieprawdę, czyli złamać prawo i to na dodatek za własne pieniądze, tylko po to, aby I-szy elektryk III RP poczuł się lepiej.
|